SENIORZY › RELACJE
» 6 kolejka - 12.09.2004r.
4:2
(3:0)
MKS Debrzno Słupia Kobylnica
Mirosław Kisełyczka (25) 1:0  
Leszek Beger (32) 2:0  
Dariusz Chęciński (36 - s.) 3:0  
Bartłomiej Grochowina (73) 4:0  
  4:1 Miłosz Kania (83)
  4:2 Dariusz Chęciński (89)

8 strzały celne 3
4 strzały niecelne 4
9 rzuty rożne 3
5 spalone 7
12 faule 9
1 żółte kartki 0
0 czerwone kartki 0
0 karne 0
widzów ok. 150

MKS: Szychowski - Soszka, Petrecki, Sadowski (84 Nalepa), Binkiewicz - Wegner, Władyczak (69 Grochowina), Kisełyczka, Nowak - Beger, Wójtowicz (78 Podgórniak)
Żółta kartka: Sadowski

Łatwe zwycięstwo
MKS odniósł bezproblemowe zwycięstwo, które mogło i powinno być bardziej okazałe. Pokpiliśmy sprawę w samej końcówce, co "zaowocowało" utratą dwóch goli. Goście mogli być zatem zadowoleni z nikłej w sumie porażki, gdyż po grze, którą zademonstrowali 2:4 to dla nich najniższy wymiar kary. Drużynę gospodarzy poprowadził tym razem Mirosław Kisełyczka, w zastępstwie przebywającego poza Debrznem Mirosława Łepka.
Przyjezdni rozpoczęli mecz dość odważnie. Przebieg pierwszych minut mógł zaniepokoić kibiców MKS-u, bowiem to Słupia miała inicjatywę. Czerwono-niebiescy powoli zaczęli porządkować grę, a sygnał do bardziej zdecydowanych ataków dał Kisełyczka. Jego silny strzał z narożnika "szesnastki" w 9 min z trudem sparował Mariusz Stańczyk. Była do jedna z nielicznych dobrych interwencji słabo spisującego się bramkarza rywali. W 19 min w sytuacji sam na sam znalazł się z nim Leszek Beger, ale piłka poszybowała nad poprzeczką. Wreszcie nadeszła 25 min. Akcję Pawła Władyczaka przerwało ostre wejście jednego z kobylniczan. Piłkę tuż przed linią pola karnego ustawił Kisełyczka. W swoim stylu uderzył z lewej nogi obok muru i Stańczyk nie zdążył ze skuteczną paradą. 1:0 dla MKS-u, a dla kapitana debrznian gol miał wymiar szczególny. Zaliczył w ten sposób setne trafienie w historii występów w naszym klubie! MKS zaatakował po tej bramce jeszcze mocniej i efekty przyszły szybko. Jeszcze w 29 min Ireneusz Nowak (podanie od Kisełyczki) nie zdołał pokonać golkipera, ale już 3 min później gromkie "jeeest" rozniosło się po stadionie (swoją drogą frekwencja nie była oszałamiająca). Futbolówkę otrzymał na lewej stronie Radosław Wójtowicz, zagrał doskonałą krzyżową piłkę do Pawła Wegnera, ten dośrodkował na przedpole "świątyni" Słupi, a nadbiegający Beger piękną główką zmusił do kapitulacji Stańczyka. Więcej takich akcji panowie! W 36 min cieszyliśmy się po raz trzeci. W zamieszaniu podbramkowym uczestniczyli Nowak, Beger i Dariusz Chęciński, który naciskany skierował piłkę do własnej bramki. Na tym emocje pierwszej połowy zakończyły się, a po przerwie nadal stroną dyktującą warunki był MKS. W 52 min Kisełyczka szybko wykonał rzut wolny, piłkę przejął Beger, jednak nieprecyzyjnie uderzył i szansę na czwartego gola szlak trafił. Po chwili piłka znalazła się w siatce Słupi, ale asystent Mirosław Cyrson zasygnalizował pozycję spaloną Begera. Kibice protestowali, jednak arbiter miał chyba rację (choć wątpliwości w wielu głowach pozostały). Goście z rzadka próbowali się odgryzać. Dobrą okazję miał w 55 min Miłosz Kania strzelając po ziemi. Swojego trafienia szukał też po drugiej stronie Radosław Petrecki. Po rzucie rożnym w 62 min popisał się ładną główką, ale bramkarzowi Słupi pospieszył na ratunek jeden z obrońców. O tym, że defensywa przeciwnika nie stanowiła monolitu przekonaliśmy się w 73 min. Uderzenie Wegnera zablokowali bramkarz i obrońca, a następnie nie wiedzieli który z nich ma przejąć piłkę i ułatwili zadanie rezerwowemu Bartłomiejowi Grochowinie, który z zimną krwią wpakował ją do pustej bramki. W 75 min oglądaliśmy kuriozalną sytuację. Kobylniczanie zagrali do swojego golkipera, a ten zajęty był akurat swoją kontuzjowaną nogą. Stańczyk "zgłupiał" myśląc, że to strzał a nie podanie od kolegi z drużyny i chwycił piłkę. Czerwono-niebiescy otrzymali więc prezent w postaci rzutu wolnego pośredniego z 5 metrów, ale nie mieli kompletnie pomysłu na rozwiązanie dogodnej sytuacji i skończyło się na jęku zawodu kibiców. Zamiast kolejnych goli dla MKS-u w końcówce po prostych błędach straciliśmy dwie bramki. Najpierw minął się z piłką Krzysztof Szychowski i Kania skrupulatnie skorzystał z okazji, a potem zrehabilitował się za samobója z pierwszej części Chęciński. Te kilka minut zatarło trochę ogólnie dobre wrażenie z występu debrznian. Najważniejsze, że dopisaliśmy 3 punkty do skromnego dotąd kąta, awansując o 3 lokaty w tabeli.
(SM)

::  Copyright © 2003-2024 MKS Debrzno  ::  Web design by Robert Białek  ::  Wszelkie prawa zastrzeżone  ::