AKTUALNOŚCI
W samo okienko (110) - Sroki za ogon27.04.2020r.
Jedni toną w serialowych rzekach, gdzie nurt zdradliwy i wiry wciągają nie wiadomo kiedy, bez ostrzeżenia. Inni stoją na brzegu i dostrzegają kątem oka jak choćby "Dom z papieru" pochłania najbliższych w całości. "Już kolejny odcinek siedzą w tej mennicy, a mieli tylko wejść i wyjść" - żartowałem na głos. Kiedyś skoki na bank załatwiało się w przysłowiowe pięć minut, na rewolwerowe pif-paf, a nie dniami, czy niemal tygodniami. Widzowie są obrabiani na bezczelnego z drogocennego czasu, oddając się z radością niby zakładnicy w ręce gangu Netflixa.

Co robić innego? Zanurzenie się w lekturach książek też może wyjść bokiem. Ileż można czytać? Trzeba uważać, żeby obrzydzenia do liter nie dostać. Ponadto w rękach obraca się złoty pieniądz z czułością i rozrzewnieniem, bo paradoksalnie liczba miejsc, gdzie można by go wydać, też skurczyła się nagle na jeden nakaz. Co robić innego? "Masz łeb, to kombinuj" - w takich chwilach ta mantra wraca i ratuje z opresji jak anioł stróż.

W pierwszej chwili parsknąłem prawie ze śmiechu, ale powstrzymałem się w ostatniej chwili.

- Skąd pan taką tapetę wytrzasnął? - zapytałem z diabelskim zaciekawieniem.

Znajomy barman Ziutek obejrzał się za siebie jak zbity z pantałyku i wrócił ze spojrzeniem mówiącym:

- O co panu chodzi? To nie żadna tapeta - wzruszył barczystymi ramionami, ukrytymi pod koszulką, lśniącą bielą jak szkolna kreda. - To prawdziwe.

Wpatrywałem się w ekran komputera i nie dowierzałem.

- Łał! - cmoknąłem z podziwu. - To naprawdę pana księgozbiór?! Mam nadzieję, że nie obrobił pan jakiejś księgarni...

Skinął głową z zadowoleniem, widząc mój szczery zachwyt.

- Wie pan... - ciągnąłem dalej. - ... teraz wszyscy, których oglądamy w telewizji, to pokazują się na tle książek. I czasami ma się nieodparte wrażenie, że te regały zgromadzonej przez lata mądrości wbitej na papier między okładkami miałyby zaraz runąć. Po prostu przysypać i zobaczyć czy uda mu się wygrzebać spod tego stosu.

- Hm...- Ziutek podrapał się po głowie i odpalił cytat jak torpedę: - Dom bez książek, to jak ciało człowieka bez duszy.
Pokiwałem z uznaniem dla ujętego cudzysłowem zdania, odkrywając że właściciel Baru "Samobuj" (pisownia oryginalna) jest także ukrytym erudytą. Coś zaczęło mi świtać w głowie.

- Ma pan swoją księgarnię? - chyba dopiero teraz to do mnie dotarło.

- Nie, księgarnię nie, ale dość nieźle prosperujący antykwariat.

- Serio? - zrobiłem oczy jak pięć złoty.

- Wie pan, przy jednej dziurze, to i kot zdechnie - wybrzmiała stara ludowa prawda. - Teraz jak bar zamknięty na cztery spusty, to przynajmniej na druku, a zwłaszcza starym druku można co nieco zarobić - rozpromienił się, dostrzegając moje totalne zaskoczenie. Zaczął się nim upajać niczym pszczoła nektarem z kwiatów.

- Nigdy bym nie przypuszczał... - zacząłem i uciąłem nagle. Odjęło mi mowę.

- Coś trzeba robić. Niech mi pan lepiej powie co tam dobrego u pana słychać?

Nastąpiła krótka wymiana zdań na temat okoliczności przyrody, w których ugrzęźliśmy. Popłynęła dość szeroko niczym wiosenne rozlewisko. Gadaliśmy o tym i o tamtym, jakiś zestaw tematów zastępczych. Ślepiliśmy się na siebie poprzez ekrany komputerów jak dwie sroki w ten sam gnat. Wyglądaliśmy jak astronauci uwięzieni gdzieś tam daleko od siebie, wystrzeleni bez naszej zgody na osobne stacje orbitalne, a teraz wypatrujący z utęsknieniem zwykłego, ludzkiego dotyku. Liczyliśmy mocno, że jakimś cudem wkrótce spotkamy się znowu twarzą w twarz przy pełnym energii espresso.

- ... nawet ropa spadła poniżej zera. Mniej niż zero! Nie do wiary! - Ziutek kręcił głową. - A szejkowie dalej szastają pieniędzmi. Galerie zamknięte... - wyliczał na palcach. - ... bukmacherka wyschła, ale kluby można kupować. Bogaci kradną nam piłkę nożną w biały dzień - rzucił oskarżenie na koniec jakby wbił ostatni gwóźdź.

- Już od dawna szabrują na całego - przyznałem mu rację.

- Najpierw Anglicy mieli aferę z klubami i piłkarzami co zaczęli ustawiać się w kolejce po zasiłek lub nie chcieli zgodzić się na obniżkę pensji. Zgraja celebrytów z kosmicznymi zarobkami! - ta uwaga chyba nie dotyczyła nas "astronautów". - Wstydu nie mają!

- Ale kibice w Newcastle zacierają ręce - zauważyłem. - Ta oferta z Bliskiego Wschodu wylądowała w samą porę jak meteor.

- I co z tego? Pieprznął w ziemię ten meteor. Daj pan spokój... - machnął ręką i oparł się wygodniej w fotelu. - Poczeka pan chwilę...

Wstał energicznie z fotela, podszedł do książek i wyciągnął jedną z nich.

- Czytał pan to?

W oku kamerki laptopa pojawiła się czarna okładka "Klubu miliarderów" James?a Montague?a, na której złota futbolówka błyszczała niczym zaginiony skarb Inków lub Azteków.

- Tak. Błyskotliwy reportaż, który otwiera oczy dość szeroko, odziera świat futbolu z iluzji fair play i dziecięcej naiwności.

Potem przypomniałem sobie o krótkim opisie: "Piłka nożna kiedyś była sportem, wspaniałą grą, w której wygrywał lepszy. Dziś jest piaskownicą, w której bawią się obrzydliwie bogaci oligarchowie ze Wschodu, arabscy szejkowie, naftowi potentaci, członkowie rodzin królewskich, multimiliarderzy. Przejmują najsłynniejsze kluby piłkarskie..." - jakoś tak to szło.

- No to wie pan wszystko - usiadł ponownie i rozłożył bezbronnie ręce. - Przecież ci szejkowie mogą kupić co tylko zechcą, nawet Eskimosom wepchną lodówkę, jakby trzeba było. Kwestia ceny. Niezłe z nich ptaszki. Chcą się przecież wybielić, bo te sukinkoty łamią prawa człowieka u siebie pod dachem domu, a pod zadaszeniem stadionu udają niewiniątka? Mecenasi sportu za dychę... Rzygać się chce momentami, naprawdę.

- To teraz chcą złapać "Sroki" za ogon.

- Złodzieje polują na złodziejkę - Ziutek zauważył nieco złośliwie.

- Złodziejkę?

- Przecież sroka kradnie wszystko co błyszczy - kolejna ludowa prawda. - To teraz zamierzają wydłubać kolejny klejnot z angielskiej piłkarskiej korony. Newcastle United... - zamyślił się na moment. - ... pamięta pan... - zaczął następną wyliczankę: - Kevin Keegan, Chris Waddle, Peter Beardsley, Paul Gascoigne, Alan Shearer... jeszcze kilka "Srok" można by wyciągnąć z tej czarno-białej klatki wspomnień.

Wiadomo było, że kolor strojów klubu Newcastle jest podobny do ubarwienia tych sprytnych ptaków.

- Filary reprezentacji i legendy światowej piłki - zgodziłem się bez dwóch zdań. - Kto by pomyślał, że taki Chris "Magic" Waddle trafił do Newcastle w 1980 roku za jedynego tysiaka funtów?! A wszędobylski lis pola karnego, Shearer rozbił bank na rynku transferowym, gdy Newcastle ściągnęło go za 15 milionów funtów w 1996 roku. To był światowy rekord!

- No to sam pan widzi jak inflacja pożera piłkę nożną. To już wtedy wydawało nam się, że, kurde, ktoś postradał zmysły, oferując taką kasę za piłkarza! Rakieta wystrzeliła, poszła w kosmos i mknie szaleńczo!

Przez chwilę miałem wrażenie, że jesteśmy jak dwaj spiskowcy, którym rzeczywiście ktoś pokrzyżował plany, ktoś ukradł bezcenny skarb dzieciństwa. Tak musiał chyba czuć się faraon, gdy mu plądrowali piramidę. Jakbyśmy w odosobnieniu knuli odwet na tych, którym ropa tryska beztrosko na boki, leje się strumieniami wśród piasków pustyni, którym szelest mamony zdaje się zagłuszać niemy krzyk cierpiących niedostatek. "Co się stało z naszą grą: sportem niegdyś lokalnym, bliskim ludziom, promującym idee równościowe?" - pytanie z okładki "Klubu miliarderów".

Jednakże najpierw trzeba wrócić na Ziemię z tej izolacji w czasoprzestrzeni. Garstka ludzi wypycha futbol petrodolarami niczym stary, zmurszały siennik, w którym już brakuje miejsca na kasę, a tymczasem reszta ludzkości rozgrywa inny mecz w pocie czoła. Bukmacherzy nie obstawiają, który kraj zdobędzie mistrzostwo świata, jako pierwszy wygrywając z wirusem?

(© arek.lewenko@interia.pl),

::  Copyright © 2003-2024 MKS Debrzno  ::  Web design by Robert Białek  ::  Wszelkie prawa zastrzeżone  ::