AKTUALNOŚCI
W samo okienko (70) - Kaktus11.03.2016r.
Na pewnym Weselu u niejakiego Staszka od Wyspiańskich ktoś od niechcenia zapytał co słychać w polityce. Zainteresowany usłyszał w odpowiedzi, że Chińczycy trzymają się mocno. Nic w tym dziwnego skoro cywilizacja Państwa Środka rozwijająca się na brzegach Rzeki Żółtej i Jangcy od wieków jest potęgą światową, z którą liczą się wszyscy. Prochu nie wymyślę, stwierdzając, że jedyną rzeczą, jaką stara rezolutna Europa skopiowała z powodzeniem z Chin to była ceramika. Natomiast w odwrotnym kierunku wszystko inne było powielane na cudownym ksero przez Azjatów w myśl prostej zasady: "lepiej mieć dobrą kopię niż zły pomysł".

Holując przez chwilę wątek historyczny, to w jednym z artykułów The Economist z 2011 roku pojawiła się informacja, że piłka nożna również pochodzi z Chin, bo grywano w nią już ponoć w czasach dynastii Han w 2 wieku przed narodzinami Chrystusa. Co prawda dwie drużyny liczyły po 12 zawodników, ale cel gry o nazwie "cuju" ("kick ball", czyli "kopnij piłkę") identyczny.

W ostatnich tygodniach przez piłkarski rynek transferowy przetoczył się chiński smok, choć niektórzy raczej wskazują na gigantycznych rozmiarów smog, zazwyczaj rozpościerający się nad metropoliami jak Pekin czy Szanghaj. W kasach zostawił jakieś 400 milionów euro na zawodników, o których zbyt wielu się nie zabijało. Patrząc z rozrzewnieniem na plakat Bruce Lee z dzieciństwa, trzymajmy się jednak "wejścia smoka" (cholerka, to był film!). Zatem wydaje się co niektórym, że o ile punkt ciężkości światowej gospodarki już dawno przesunął się do Azji, a zwłaszcza do Kraju Kitajców, to futbolowa piłka również niczym kula w bilardzie na fliperach zmierza w tamtą stronę. Czy tak będzie naprawdę? Kto zrobi więcej kapek aniżeli prezydent Xi Jinping?

Kiedy jakiś czas temu pracowałem jako dziennikarz sportowy w Szczecinie, w jednym z pierwszych napisanych artykułów próbowałem przybliżyć "gorączkę piłkarską", która opanowała innego azjatyckiego potentata - Japonię. Przed blisko trzema dekadami Kraj Kwitnącej Wiśni uruchomił projekt J-League, ściągając do siebie m.in. takie trenerskie tuzy jak Alzatczyk Arsene Wenger, który objął w 1994 roku Nagoya Grampus Eight, czy Brazylijczyk Zico, umocowany za sterami Kashima Antlers, a później nawet pełniący rolę selekcjonera reprezentacji Japonii. Dość powiedzieć, że wówczas pod okiem Wengera barw Nagoyi bronił w kilku spotkaniach Tomasz Frankowski, bo znali się doskonale z RC Strasbourg.

Japończycy wpompowali tony jenów, aby nie tylko zaistnieć szerzej na piłkarskiej arenie, ale i upolować jakieś znaczące trofeum. Rezultat: od 1998 roku cyklicznie ich reprezentacja pojawia się na mundialu i najdalej zaszła do 1/8 w 2002 i 2010 roku. Dodatkowo udało się wypromować kilku graczy w Europie, jak chociażby Shinji Kagawa (obecnie niemiecka Borussia Dortmund), Shinji Okazaki (angielski Leicester FC) czy Keisuke Honda (włoski AC Milan).

Natomiast Chińczycy tylko raz i to w 2002 roku pojawili się na mistrzostwach globu, aby zagrać trzy mecze w grupie i wrócić do domu. Znamienne jest to, że ówczesny turniej rozgrywał się w Korei Południowej i Japonii, a więc dwie reprezentacje z Azji już miały zapewniony start, co pozwoliło Chinom na łatwiejszy awans do finałów. Wspomniany wyżej The Economist alarmował o korupcyjnym procederze w lokalnej superlidze. Tamtejsze kluby są w kieszeni partyjnych bilionerów, którzy zbili majątek na nieruchomościach. Wydanie setek milionów juanów na zagranicznych zawodników trwa szybciej niż zaparzenie zielonej herbaty, a ustawianie meczów były nagminnym mechanizmem sterowania rozgrywkami. Należy jednak zwrócić uwagę na inny fakt podany kilka lat temu przez The Economist, a mianowicie informację, że chińskie dzieci - pomimo fali zamiłowania futbolem w Państwie Środka i licznych meczów towarzyskich klubów takich jakich FC Barcelona, Real Madryt niczym grupy cyrkowe odwiedzające Chiny w okresie letnim - wcale nie garną się do gry w piłkę. Między latami 1990 a 2000 w chińskich rozgrywkach było zarejestrowanych blisko 600 tysięcy dzieci. W okresie 2000-2005 liczba spadła do około 180 tysięcy, a na początku 2010 roku licznik oscylował około 100 tysięcy. Obecny prezydent Xi Jinping nie jest pierwszym, który swoją żonglerką i twardą ręką chce zagonić dzieci na boiska w swoim kraju.

Z całym szacunkiem, ale szybciej mi jednak tytułowy kaktus wyrośnie na dłoni, aniżeli Kataj, jak ochrzcił ten azjatycki kraj wędrowiec Marco Polo, zdobędzie piłkarski Puchar Świata. Natury nie oszukasz i brak piłkarskich genów nie jesteś w stanie skompensować furą pieniędzy.

PS. Budda mówi ludziom, że może dla nich spełnić jedno życzenie. Ktoś zatem zapytał: "Czy możesz obniżyć ceny ziemi w Chinach, aby były bardziej dostępne dla ludzi?". Budda zmierzwił brwi i grymas zastanowienia pojawił się na jego twarzy. Widząc to, pytający zmienił kierunek swoich życzeń: "Czy możesz uczynić, aby reprezentacja Chin zdobyła mistrzostwo świata w piłce nożnej?". Po długim milczeniu Budda rzekł: "Porozmawiajmy lepiej o cenach ziemi".

(© arek.lewenko@interia.pl)

::  Copyright © 2003-2024 MKS Debrzno  ::  Web design by Robert Białek  ::  Wszelkie prawa zastrzeżone  ::