ARCHIWUM AKTUALNOŚCI
W samo okienko (33)
Łubu-dubu, Łubu-dubu
16.09.2013r.
Siedziałem pochylony z petem w ręku i uderzałem nim o krawędź ławki, wystukując pewien rytm. Byłem jak osmalony uliczny karaibski grajek, wyciągający muzycznym zaklęciem drobne z kieszeni przechodniów, którzy wrzucali je do mojej puszki, a ich szczerzące zęby odbijały się w okularach przeciwsłonecznych. Minuta połykała minutę i czas mijał w najlepsze. Powinienem był napisać z PET-em, bo o plastikową butelkę tu chodzi, a nie o dogasającego w popłochu szluga. Jaką melodię wygrywałem PET-em z impetem? Obstawiajcie.

Jaka jest różnica między żabą a blondynką? Ano taka, że żaba czasami kuma... Ostatnio zaczynam czuć się wręcz jak ropuch, który przewraca zielonymi gałami na lewo i prawo z takim rozbawieniem, że można skrzek znosić godzinami. Albo te gały przymykam, np. gdy widzę, że w ostatnim meczu Widzewa w wyjściowej jedenastce jest tylko trzech Polaków, a reszta to obcy. Co niektórzy przewracają się pewnie w grobie, choćby Włodek Smolarek czy atomowy Krzysztof Surlit, bo jeżeli w klubie, który swoją potęgę zbudował na zadziornych charakterach niechcianych w innych drużynach polskich chłopaków, stawia się na cudzoziemców, to ostatni mecz "łodzian" brzmi jak zgryźliwy rechot historii. Tak, jestem wyraźnie pod wpływem ostatniej lektury "Wielki Widzew", do przeczytania której zachęcam, bo to świetna mitologia o piłkarskich herosach i przepis na budowanie sukcesu klubu.

W sobotę rano zajrzałem do portalu "Piłka Nożna" i od razu na ekranie eksplodował tytuł o tym, jak pewien klub, który nielegalnie wykorzystuje logo nauki jazdy w swoim herbie, organizuje wielki nabór do Akademii, a poniżej w tekście że: "Szukamy drugiego Lewandowskiego!". Pomyślałem, że w tym samym czasie na Śląsku szukają drugiego Jelenia, ale cóż - każdy ma swoich bohaterów.

Krótka dygresja. Jak przewrotni potrafimy być my - Polacy. Tak jakoś lubimy, nie wiedzieć czemu, skakać od ściany do ściany, z nieba do piekła, pełen spontan, bo na okrągło wytykano RL9 brak skuteczności w reprezentacji, a potem nawet gdy strzelił dwa gole z San Marino, to i tak kibice ich mu nie zaliczyli. Następnie jak nie wyszedł mu mecz z Danią, to grzejący tyłki na trybunach znawcy piłki poczęstowali go lawiną gwizdów i dopiero umilkli jak pokazał snajperskie oko przeciw Montenegro. "Szukamy drugiego RL9" - jednego dnia Cię chwalą, a drugiego wieszają jak psa.

Natomiast wracając do tego klubu z logo nauki jazdy w herbie, to najwyraźniej nadeszła hossa. Tak - hossa, nie - hossana. Hossana jest na wysokościach, a hossa na ziemskim padole. Mamy hossę, bo z prędkością światła rośnie popularność tworzenia szkółek piłkarskich. Sprawa jest fantastyczna, bo coraz więcej dzieci zaczyna częściej ruszać nogami na świeżym powietrzu zamiast wyciskać palcami klawiaturę komputerów. W czym tkwi zagadka? Z racji tego, że umiem liczyć do trzech, to widzę następujące rzeczy, które zamydlają ten obraz.

Po pierwsze - kluby ekstraklasy od lat miały zaplecze juniorów, trampkarzy, itd., zatem to żadne novum w ich przypadku, że teraz nagle stawiają na szkolenie młodzieży. Ale jak bliżej się przyjrzeć, to tę znacznie większą pracę u podstaw wykonują małe kluby. Legia czy Wisła podpisują tzw. umowy partnerskie z zespołami z niższych lig, że to one będą trenować dzieci, a w razie złowienia talentu, mają oczywiście pierwszeństwo w zakupie. Czyli przysłowiowe - czy się stoi czy się leży, zawodnik za darmo się należy. Tylko patrzeć jak prezesom klubów z prowincji, którzy złożyli autografy pod takimi umowami, zaczną montować szafy w gabinetach, co by wszyscy chętni wchodzili i nagrywali swoją wersję "Łubu-dubu, łubu-dubu, niech nam żyje, Prezes naszego klubu". Prrrrrr! Nie ma co się podniecać i poddawać takim propagandowym umowom. Jeżeli ktoś będzie tryskał talentem na lewo i prawo niczym fontanna w parku, to u drzwi takiego malucha i jego opiekunów staną wysłannicy takiego np. MU. (I wcale nie o mleko od krowy tu chodzi).

Po drugie - kto tak naprawdę to finansuje. Przecież ani Legia ani Wisła nie wydają grosza na szkolenie takiego "drugiego, małego Lewandowskiego" w dajmy na to Drukarzu Warszawa. Za to, że dziecko może trenować i grać płacą kochani rodzice. Średnia opłata w stolicy to dwieście złotych za miesiąc, treningi dwa razy w tygodniu po jednej godzinie.

Po trzecie - skoro mamy przysłowiową "gorączkę złota", to i chętnych hochsztaplerów nie brakuje. Jak grzyby po deszczu wyrastają tzw. szkółki piłkarskie, które w większych ośrodkach prowadzą osoby zorientowane tylko i wyłącznie na zbicie kasy tu i teraz, bez przygotowania do prowadzenia dzieci w najmłodszych rocznikach, ale niestrudzeni w opowiadaniu bajek rodzicom. Hulaj dusza, piekła nie ma!

Łubu-dubu, Łubu-dubu...

                                                                     (© arek.lewenko@interia.pl)

::  Copyright © 2003-2024 MKS Debrzno  ::  Web design by Robert Białek  ::  Wszelkie prawa zastrzeżone  ::