ARCHIWUM AKTUALNOŚCI
W samo okienko (10)
Dodawanie liter
05.12.2012r.
Wbrew pozorom robi się gorąco. W grudniu zawsze tak jest, choć słupki rtęci za oknem mówią co innego. Robi się gorąco, bo dzieci piszą listy, emaile lub smsy, jak które woli, do Świętego Mikołaja, kreśląc swoje życzenia-marzenia. A potem wypatrują śladów reniferów na śniegu i Brodatych W Czerwonym Kostiumie, którzy jakoś dziwnie przypominają wujka czy sąsiada. Ostatnie dni kalendarzowe nabierają rumieńców chociażby z powodu licznych plebiscytów i elektryzujących głosowań na najlepszych w minionym roku w dowolnej z dziedzin. I jak co roku rozbłyśnie choinka, i jak zawsze mamy martwią się jakie ciasto upichcić na Święta.

Nie zrobiło się od razu cieplej? Ktoś z boku szepnie niepewnie: "Wiesz, u nas tak kiedyś śpiewali: A Mikołaj nie w lesie, nie w lesie, i CO NIECO przyniesie, przyniesie". Ten wyraźnie postawiony akcent na "co nieco" mocno sugerował, że jest to wersja przyśpiewki dla dorosłych, którzy też liczą na świąteczną "rozgrzewkę", by zrobiło się przytulnie przy świątecznym stole.

Jedna bardzo bliska mi osoba drwiła cudnie z innej bardzo bliskiej mi osoby w sposób następujący: "Matematyka to rozumiem: równania, działania na liczbach, ale chemia??? Sumować cyfry to jasne i logiczne, ale żeby DODAWAĆ litery??? Kto to widział?". To stwierdzenie słyszałem wielokrotnie i naturalnie jako dziecko przyznawałem rację Matematykom. Taki dla przykładu Pitagoras nie był greckim piłkarzem, ale on i jego twierdzenie są wciąż wykute w mojej pamięci, choć przyznam bez bicia, że nie wiem do czego w życiu codziennym przyłatać jego równanie. Z biegiem czasu doszedłem do wniosku, że jednak to druga opcja ma silniejsze przełożenie, bo tak naprawdę wszystkie magiczne formuły ukryte są w dodawaniu liter. Matma to pestka w porównaniu z alchemią.

Co zrobić, by zostać najlepszym? Można oczywiście słać życzenia do Świętego Mikołaja, albo krążyć pomiędzy jeziorami Żuczek i Miejskim w poszukiwaniu złotej rybki, która spełni trzy życzenia. Ciężko też kupić gdziekolwiek magiczny napój druida Panoramiiksa, który zaopatruje tylko Asteriksa. Można też ślęczeć przed telewizorem i biernie wpatrywać się w ekran godzinami, oglądając pełnego dziecięcego wdzięku "Pchłę" Messiego czy przygody pięknie ulizanego "księciunia" CR7. Od tego jednak nie przybędzie nam ani błyskotliwego dryblingu, ani dodatkowych zer na koncie w przyszłości.

Niektórzy twierdzą, że między bajki włożyć opowiastki o tym, że to właśnie ten najlepszy jako pierwszy przychodził na trening i jako ostatni z niego schodził, bo jeszcze przez pół godziny żonglował, czy tez ćwiczył uderzenia prawa-lewa od ściany. Jednakże nie są to wymysły dziennikarzy, którzy ubarwiają czasami biografie sportowców w celu podniesienia sprzedaży publikacji, ale ziarna prawdy, na których zrodziły się legendy takich jak choćby Kevin Keegan czy dążący do perfekcji wspomniany CR7. Przekonałem się zatem do alchemików i ich nieziemskich formuł, a przepis na sukces kryje się poniżej:

(TA + U + W) x TR = S

Drapiecie się w głowę, mówiąc niezły rebus? Moja córeczka powiedziałaby: "Tata, ale lol", czyli tłumacząc na polski "Tata, bardzo śmieszne". Spokojnie, rozkminimy to równanie z czterema niewiadomymi. Rozbierając na drobne: "TA" to talent, "U" to umiejętności, "W" to wiedza, "TR" to trening, a "S" to sukces. Pitagoras to przy tym mały Pikuś. (Przepraszam, Pan Pikuś).

Z pewnością wielu widzieliście zawodników, którzy urodzili się z "piłką przy nodze", z ogromnym talentem, którym błyszczeli i razili po oczach. To jest ważny, ale tylko jeden ze składników sukcesu. Umiejętności również nie da się kupić na aukcji internetowej, a nabyć je można tylko poprzez sumienne wykonywanie i powtarzanie ćwiczeń. Poradnik "Jak zostać najlepszym piłkarzem w weekend?" może i odsłoni arkana tajemnej wiedzy o co w tej piłce kaman, pozwoli zrozumieć, że np. w dzień przed meczem trzeba iść spać o rozsądnej porze a nie balować, jak się odżywiać, czego unikać, jak strzelać karnego a nie "karniaki", itp., ale w dalszym ciągu osamotnione "W" nic nie zdziała. Jak te wszystkie trzy wymienione wiadome opatuli się w nawias i pomnoży przez ciężki, pełen potu i siniaków trening, to wtedy przepis jest gotowy. Wielokrotne powtarzanie rzeczy, które się wie, nauczyło lub miało we krwi, prowadzi do sukcesu. Bez treningu ani rusz. Bez pracy nie ma kołaczy. Ta formuła dotyczy się wszelkich profesji. Zatem - pamiętajcie o dodawaniu liter.

                                                                                                     (AL)

::  Copyright © 2003-2024 MKS Debrzno  ::  Web design by Robert Białek  ::  Wszelkie prawa zastrzeżone  ::